Właściwie każde gospodarstwo miało swoje winnice, każdy gospodarz produkował swoje wino. Swoje wino podawali w restauracjach we wsi. Ci niemieccy gospodarze, który mieli pokoje hotelowe i piwniczki gościli u siebie całe autokary seniorów na próbach win, na degustacji wina. Regularnie co sobotę przybywali chętni, aby skosztować tamtejszego wina, pobawić się przy kręglach i posilić sałatkami ziemniaczanymi. 

Wino rozweselało, goście wybuchali śmiechem, właściciel gościńca cały w pąsach, donosił koszyki z winem. Po winobraniu, w okolicach października organizowane były Weinfesty. Takie Bachanalia dla regionu. Każda wioska wystawiała swój wóz drabiniasty z inscenizacją. Poprzebierani w rzymskie stroje, przebrani w półbożków mieszkańcy wiosek częstowali winem ustawiających się wzdłuż trasy turystów. Było fantastycznie, grała muzyka, wszyscy się bawili, a wino było towarzyszem zabawy. Teraz wino znad Mozeli, sentymentalnie, popijam gdy tylko jest okazja.